Agba Wilga – luty 2006
Na początku grudnia 2005 roku odwiedziłem po raz pierwszy wioskę, która jest najdalej oddalona od misji. Droga do pokonania tylko samochodem terenowym albo motorem i to w dodatku tylko krosem. . Po wspólnej modlitwie wierni podali mi wodę, której smak przypominał wodę z sokiem. By się jej napić kobiety musza iść ok. 8 km do rzeki Ogou i to dwa razy w ciągu dnia. Rano korzystając z wody z rzeki robią tam pranie, a po południu idą wraz z dziećmi, każdy niesie oczywiście coś na głowie i tam obowiązkowo kąpanie. Wodę przynosi się tylko do picia i przygotowania jedzenia.
Już po nowym roku, 4 stycznia, dzięki ofiarności jednej młodej pary, która po ślubie zapragnęła zafundować studnię, rozpoczelismy prace. Początkowo wszystko szło radośnie, ale po 8 m. pojawiła się skała i jeszcze ciągle wody nie było. Ufni i pełni nadziei kopaliśmy dalej a właściwie kuliśmy w skale jeszcze 10 m. Po trzech tygodniach w studniu było już ponad 1 metr wody. Radość ogromna! Woda czysta! Kobiety nie musza już więcej chodzić 8 km do rzeki.
Na początku lutego ku ogromnej radości całej okolicy – poświęcenie studni jedynej w ciągle rozwijającej się jeszcze wiosce. Widzę radość ludzi a zarazem szukam możliwości na następną już studnię, gdyż wiem, że za 2 miesiące, w kwietniu (koniec pory suchej), wody będzie mniej a rzeka zapewne znów wyschnie.
Kitangoli – marzec 2006
Jeżdżąc prawie codziennie do wioski, w której wykopaliśmy studnię, przejeżdżam przez wioskę, gdzie mieszkali ochrzczeni, znajdowała się tam kaplica, a teraz zdawałoby się, że wszyscy o tym zapomnieli. Początkowo byli jakby nie przychylni, zamknięci w sobie, dziwnie spoglądali na mnie, jednego białego w całym rejonie. Jedynie dzieci spontanicznie i z zainteresowaniem wybiegały na drogę by mnie powitać.
Pewnego popołudnia zatrzymałem się przy studni, w której nie było juz wody i trzeba było znów czekać aż do wieczora, by zaczerpnąć miskę wody i przynieść ją do domu. Wtedy jakby przełamały się lody, ludzie się otworzyli i nie ważne było czy ktoś jest muzułmaninem, człowiekiem innego kościoła, czy sekty, czy chrześcijaninem. Wyznaczyliśmy sobie jedną sobotę na wspólne spotkanie w kaplicy - szałasie, który uprzednio mieli zrobić. Kiedy jechałem na umówione spotkanie, zastanawiałem się czy zastanę tam kogoś, albo... ? Po przybyciu na miejsce zrozumiałem siłę i potęgę Boga,ciągle zadając sobie pytanie: „a gdybym tam nie pojechał?”
Tchamba – kwiecień 2006
Środa wieczorem, grupa ludzi przychodzi i prosi mnie o pomoc, gdyż brakuje wody. Śpieszyłem się na msze świętą, więc powiedziałem krótko, że spotkamy się jutro na miejscu by pogadać i zapoznać się z problemem z bliska. Ludzie ci nie wiedzieli już gdzie iść, wszyscy od lat im obiecywali i nic. Rzeczywiście nazajutrz rano stawili się w komplecie i jednoznacznie bez namysłu podjęliśmy decyzję kopania studni.
Na misji były stare kręgi, które służyły jako cysterny na wodę w czasie pory suchej. Jeszcze tego samego dnia zaczęli je przenosić na miejsce, gdzie miała powstać studnia.
W tym czasie na kilka dni musiałem wyjechać do Sokodé. Ludzie ciągle jeszcze nie wierzyli tak do końca, że będą mieli wodę. Po kilku dniach wróciłem ale już z calą ekipą i sprzętem do kopania studni. Sprzęt był potrzebny, gdyż na terenie tym jest skała. Wszyscy po kolei kopali, a potem tylko spuściliśmy kręgi. Wystarczyło wykopać 8 metrów i pojawiła się już woda.
W Wielką Sobotę ewakuowano wodę, wyczyszczono studnię i na święta Zmartwychwstania Pana Jezusa ludzie mogli pić do woli wodę prawdziwą, wodę czystą, bez mikrobów chorobotwórczych. Wszystko to dzięki ludziom, którzy nawet ich nie znają a chcieliby się podzielić ze swego. Bóg zapłać.
Bem – kwiecień 2006
Przed niedzielą palmową. Trochę żartobliwym tonem i aluzją wprosiłem się do wioski, w której od początku jej istnienia nigdy nie było księdza. Nie ma tam kaplicy, a w niedziele ludzie nie gromadzą się na wspólnej modlitwie – po prostu nikt im jeszcze o tym nie mówił, nikt im nie pokazał jak to się robi.
W sobotę po południu przybyłem do owej wioski motorem, oczywiście po różnych perypetiach (przebiłem oponę). Ludzi pełno, jak na wielkiej uroczystości. Mężczyźni stworzyli krąg z ławek by mnie przyjąć, posłuchać, no i przede wszystkim zobaczyć Białego z bliska! Z boku kobiety i jeszcze w dali dzieci. Rozmowy były różne, pełne obrazów i porównań. Na zakończenie ktoś z młodych zapytał co robić, jak zacząć…? Zostawiłem im pod rozwagę kilka pytań, historię biblijną i propozycję by się spotykali co niedzielę na wspólnej modlitwie i odmawiali różaniec. Na szczęście dwaj mężczyźni byli już gdzieś ochrzczeni i znali modlitwę Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo.
… Nie wiem, co zastanę tam następnym razem? Dlatego potrzeba bardzo modlitwy, by ci ludzie zapłonęli miłością prawdziwego Boga.
Tchamba – maj 2006
14 września 1998 roku utworzono, wraz z 29 uczniami przy parafii szkołę nauczania początkowego. Była to pierwsza klasa i urządzono ją w sali parafialnej. W następnych latach uczniów i klas przybywało. Nawet muzułmanie posyłali swoje dzieci do szkoły katolickiej. Cztery lata później dzięki organizacji pozarządowej FED, działającej w Togo, wybudowano budynek szkolny 3 klasowy wraz z pokojem nauczycielskim.
Dzisiaj jednak znów połowa dzieci powróciła do sali parafialnej, gdyż jest 6 klas – 295 uczniów i wszyscy nie mieszczą się w dotychczasowym budynku. W jednej sali jest ponad 50 dzieci, 3 a czasami nawet 4 uczniów w jednej ławce. Rodzi się zatem potrzeba budowy kolejnego budynku, ale i pytanie – za co? Opatrzność jednak czuwa – znaleźli sie ludzie, którzy wsparli materialnie. Od razu kupiliśmy cement i część blachy na pokrycie budynku. Ludzie zaczęli już przygotowywać i gromadzić piasek. Nie wiem jeszcze jak i za co wykończyć? Ale wiem, że trzeba już zacząć budowę i to najpóźniej w czerwcu. I wierzę, że budynek szkolny powstanie ponieważ dzieci są nadzieję przyszłego Kościoła w Afryce.
Affem Kabyé – maj 2006
W szkole w Affem Kabyé, nauczanie początkowe tak jak wszędzie obejmuje sześć klas. Niestety zrobiono tylko prowizoryczny, kryty słomą budynek czteroklasowy i dwie klasy muszą być łączone z powodu braku miejsca, jak i z braku nauczycieli. Klasy na wolnym powietrzu są zbyt małe i otwarte, a najmniejszy ruch na drodze odwraca uwagę dzieci. Szkoła dysponuje tylko dwudziestoma ławkami a pozostałe miejsca są zrobione z desek i odpadków pociętego drzewa. W jednej ławce zazwyczaj siedzi czworo dzieci.
Lekcje odbywają się od ósmej do dwunastej oraz po południu od piętnastej do siedemnastej. Bardzo często, rano przed przyjściem do szkoły dzieci muszą jeszcze wykonać inne zajęcia domowe i tak samo po lekcjach. Dopiero po wieczornym posiłku mogą pomyśleć o odrobieniu domowego zadania. Po godzinie osiemnastej zapada już zmierzch, zatem nauka odbywa się przy lampie naftowej. Zazwyczaj w domu nie ma wystarczającej liczby lamp naftowych albo rodziców wogóle nie stać na zakup nafty, by każde dziecko mogło się uczyć przy swojej lampie. O swoim stole czy biurku mogą tylko pomarzyć.
Nie wszystkim dzieciom rozpoczynającym naukę dane jest ją ukończyć. Czasami rodzice sami zabierają dziecko ze szkoły, by zajmowało się pracą w domu albo opiekowało się młodszym rodzeństwem. Bywa i tak, że ciężka sytuacja rodzinna zmusza rodziców do wysłania kilkoro dzieci do pracy za granicę, zwłaszcza do Nigerii.
Mimo bardzo wielu trudności szkoła cieszy się wielkim powodzeniem, rodzice mieszkający nawet kilka kilometrów od naszej szkoły posyłają swe dzieci właśnie do szkoły katolickiej mimo, że w pobliżu znajduje się szkoła publiczna.
Tchamba – czerwiec 2006
Pora deszczowa jest czasem wytężonej pracy na polu. Wszystko robi się ręcznie żadnej albo prawie żadnej mechanizacji. Niektóre plony są już zebrane inne oczekują na dojrzewanie. Skorzystaliśmy również z okazji i posadziliśmy wokół misji pomarańcze, cytryny, grapefruity, i inne drzewa egzotyczne. Teraz potrzeba tylko kilku lat by doczekać się pierwszych owoców.
Tchamba – lipiec 2006
Czerwiec był wielkim miesiącem w naszej parafii. W sobotę po 13 czerwca przeżywaliśmy uroczystość odpustową ku czci św. Antoniego z Padwy. Rono przewidzieliśmy procesję ulicami miasta, niestety ulewny deszcz zmusił nas do zmiany programu. Zamiast procesji było spotkanie w sali parafialnej a następnie uroczysta suma odpustowa przy wystawionych relikwiach św. Antoniego ukoronowana błogosławieństwem chlebów dla ubogich. Po Mszy, wszyscy byli zaproszeni na obiad. Ryżu i miejscowego piwa z prosa wystarczyło dla każdego. Po południu ponownie zgromadziliśmy się w kościele przed figurą św. Antoniego, która została zakupiona przez pierwszego chrześcijanina z Tchamby, przed sześdziesięcioma laty. Pomimo pożaru pierwszej kaplicy-szałasu krytego słomą, figura zachowała się nienaruszona – prawdziwie cudowna.
Pod koniec czerwca gościliśmy również w parafii krzyż, który papież Jan Pawel II dał młodzieży z okazji Światowych Dni Młodzieży. Krzyż ten wraz z ikoną Matki Bożej poraz pierwszy zawitał na kontynent afrykański. Była to prawdziwa pielgrzymka krzyża poprzez Afrykę by następnie ją kontynuawać w Astralii przed kolejnymi Światowymi Dniami Młodzieży w Sydney.
Kitangoli – sierpień 2006
Pora deszczewa w pełni, do niektórych wiosek dojechać można tylko motorem i to tylko terenowym. Ostatnio deszcze padają dosyć często, spływająca do rzek woda wyrzłobiła czasami niesamowite korytarze na drodze. Czasami potrzeba wiele akrobacji i czasu by dotrzeć do wioski. A ludzie zawsze czekają i to jest chyba najwiekszą radością misjonarza.
Tchamba – wrzesień 2006
Upłynęło już sporo czasu od mojego ostatniego pobytu w kraju. Z podróżą nie było wiekszego problemu, tylko w Paryżu na lotnisku ponownie musiałem nadać wiertarkę jako bagaż, nie pozwolili trzymać jej w torbie podręcznej. Na miejscu już w Lomé okazało się, że brakuje jednej walizki, dlatego trzeba było czekać do następnego dnia aż przyleci najbliższy samolot. Skorzystałem z okazji by zrobić najpotrzebniejsze zakupy, między innymi blachę na pokrycie szkoły, którą mamy wybudować jeszcze przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego. Niestety początek pory deszczowej jak i nawał innych prac sprawił, że rozpoczęcie budowy zostało troszkę opóźnione. Obecnie mury są już prawie ukończone, pozostaje pokryć wszystko blachą no i prace wykończeniowe. Na Boże Narodzenie szkoła ma już być ukończona. A nowy rok 2007 dzieci będą mogły rozpocząć już w nowym budynku szkolnym.
Jedno się robi i już jednocześnie się widzi następne potrzeby. Już nawet znalazłem i miejsce pod budowę Gimnazjum Katolickiego w naszej parafii. Po ukończeniu szkoły podstawowej nie ma miejsc dla wszystkich którzy by tego chcieli w gimnazjum. Wielu szuka swej szansy gdzie indziej szukając pracy, a bardzo często jest to powodem ucieczki za granicę, zwłaszcza do pobliskiego Beninu czy do Nigerii. Nowa szkoła dałaby i nowe szanse młodzieży na zdobywanie wiedzy, a z tym się wiąże lepsza i mocniejsza przyszłość.
Tchamba – pazdziernik 2006
Pora deszczowa sprawia, że wszędzie jest wody pod dostatkiem, ale za kilka miesięcy ludzie będą jej szukali w odległej rzece, gdyż jedna studnia nie będzie wystarczać na potrzeby wszystkich ludzi wioski. Już teraz rozpoczęliśmy planowanie kopania studzień, zwłaszcza tam, gdzie rzeka jest trochę oddalona od zabudowań. Czasami jest to dystans kilka kilometrowy. I tak już pod koniec grudnia będziemy mogli rozpocząć prace, gdyż wody gruntowe opadną już na wskutek suszy. Dzięki ofiarności ludzi znających potrzeby innych, możemy myśleć o dwóch nowych studniach na wioskach, w których jeszcze nie ma ani jednej prawdziwej studni murowanej oraz o jednej reperacji studni już istniejącej. A potrzeby sa znacznie wieksze.... Trudno to sobie wyobrazić mogąc w każdej chwili otworzyć kurek i czerpać wody ile się chce.
Kpatakpani – pazdziernik 2006
Nasz parafianin, mieszkający na peryferiach Tchamby, który w tym roku zdał maturę, za kilka dni, bo już w przyszłą środę wstępuje do seminarium. Najpierw rok przygotowawczy, później trzy lata filizofii, rok stażu na parafii i jeszcze cztery lata teologii – razem dziewięć lat formacji. Droga jest trudna i długa dlatego ci młodzieńcy, zresztą nie tylko tutaj, potrzebują naszego duchowego wsparcia by Pan ich wyprawił na żniwo swoje. Kościół w Afryce właśnie potrzebuje miejscowych księży, którzy będą głosić Ewangelię swoim braciom w ich rodzimym języku.
Larini – listopad 2006
Smutne to gdy w południe cała rodzina się zbiera przed domem na podwórzu a w kuchni , w której przygotowuje się posiłek nie ma ognia i nic do jedzenia. Razem z katechistą odwiedziliśmy wdowę wraz jej siedmiorgiem dzieci. Mąż jej zmarł dwa lata temu na zapalenie opon mózgowych. Ostatnie deszcze bardzo poniszczyły kilka pokoi domu zrobionego z gliny, w którym nie ma nawet podłogi cementowej. Matka była w pokoju, zresztą jedynym, dzieci na podwórzu i żadnego śladu czy zapachu by przygotowywano obiad. Na pytanie czy już jedli? Najstarszy chłopak odpowiadział, że tak o szóstej rano. Zjedli co mieli rano przed pójściem do kościoła, resztę zostawili na nastepny posiłek, który będą przygotowywać wieczorem przed spaniem. Prawdziwa bieda nie pozwoli im jeść 3 razy w ciagu dnia. A takich rodzin jest wiele. Dzieci czekają tylko na okazję czy swięta by najeść się do syta.
Tchamba –grudzień 2006
Grudzień, czas oczekiwania na święta Narodzenia Pańskiego. Swięta jakże inaczej przeżywane aniżeli w ojczyźnie, w domu rodzinnym. Nie ma wieczerzy wigilijnej, pierwszej gwiazdki ni opłatka, choinka może być wspaniale zastąpiona przez palmę. Oczekując pasterki w kosciele parafialnym odwiedziłem wioskę, gdzie ludzie jeszcze nigdy nie uczestniczyli we Mszy wigilinej. Nie ma tam jeszcze kaplicy czy nawet hangaru krytego słomą. Przy szkole pod drzewem, w świetle palącego się ogniska przeżywaliśmy radość przyjścia Małego Jezusa. Na zajutrz wcześnie rano w nastroju świątecznym, nucącąc sobie kolędy z dzieciństwa pojechałem do kolejnej wioski. Ludzie czuwali tam do późna w nocy a katechista nie poinformował, ze rano jest Msza. Dlatego nie było nikogo, smutno wtedy człowiekowi, że w tak uroczystym dniu nie może nawet zaśpiewać radosnej kolędy z ludem. Dopiero na kolejnej wiosce, w której ludzie gromadzą się już regularnie od kilku lat na modlitwie atmosfera była prawdziwie bożonarodzeniowa. Te młode wspólnoty muszą naprawdę jeszcze urosnąć i dojrzeć by zrozumieć i przeżywać tajemnicę Boga, który stał się człowiekiem.
Wiele jest do pisania i opowiadania a to dzięki Wam moi drodzy. To Wasze modlitwy i ofiary sprawiają, że jesteśmy tu potrzebni i szczęśliwi. jedynie co możemy Wam zapewnić to nasza modlitwa. Co miesiąc odprawiamy Mszę świetą w intencji wszystkich przyjaciół i dobroczyńców misji.
Z pamięcią w modlitwie – ks Robert Dura FD
Tchamba/TOGO