Licznik odwiedzin:




Sokodé – styczeń 2005
Nowy Rok, wszyscy weseli, przypadkowo dowiaduję się, że dziewczyna jeszcze niepelnoletnia pozostala ze swoim młodszym bratem sama w domu. Matka, nie wiadomo z jakich przyczyn i to potajemnie musiała opuścić miasto i kto wie, prawdopodobnie i ojczyznę. Dziewczyna świetnie sobie radziła. Potrafiła zadbać o dom, młodszego braciszka, szkoły także nie zaniedbywała. Jedak z czasem zaczęło jej brakować sił i pieniędzy. Krewni przestali pomagać, została sama. Uśmiech zniknął i nie mogąc już dłużej wytrzymać wybuchnęła płaczem.
Ten Nowy Rok był bardzo smutny dla niej. Ale dzisiaj znów uśmiech powrócił na twarz dziewczyny, także w szkole radzi sobie nieźle, … a to dzięki złotowkom gdzieś tam złożonym w ukryciu.


Lomé – styczeń 2005
Młoda kobieta jeszcze przed ślubem, spodziewa się dziecka. Od pierwszej chwili była bardzo szczęśliwa ale niestety swego szczęścia nie mogła dzielić z ojcem swego dziecka. Nie chciał się zaangażować, chciał kupic motor a nie wydawać pieniędze na dziecko. Wszystko spadło na matkę, ktora nie wiedziała jak związać koniec z końcem. Na dodatek pojawiły się komplikacje, ciąża była zagrożona. Związane to było z dodatkowymi wydatkami, … .
Ale wszystko skończyło się dobrze. Młoda dziewczyna świetnie sobie poradziła. Malutka jest śliczna a na dodatek jakby chcąc podziękować, urodziła się dokładnie w dniu moich urodzin.

Tindjassé – luty 2005
Na najdalej oddalonej wiosce od Sokodé – tylko 160 (droga najlepiej przejezdna tylko motorem albo samochodem terenowym). Proposzcz, ks. Teodor Piechota SVD, zgromadził katechistów z całej wspólnoty parafialnej. Z ramienia komisji diecezjalnej odpowiedzialnej za formację katechistów zorganizowaliśmy kilkudniowy kurs szkoleniowy dla odpowiedzialnych za małe wspólnoty chrześcian w buszu. Księży ciągle jest za mało, zatem główny ciężar katechizacji i życia wspólnoty spoczywa właśnie na katechistach.
Te pięć dni były kolejnym dowodem na to, że trzeba jeszcze wiele czasu i trudu by wiara przeniknęła wszystkie dziedziny życia. Ludzie oczekują i są otwarci… tylko ”robotników ciągle mało… .”

Sokodé – marzec 2005
Matka opowiada ze łzami w oczach o swojej córce, której nie mogła uratować. W czasie choroby odwiedziła wiele lekarzy, szukała pomocy wszędzie, gdzie było to tylko możliwe i nic. Zdesperowana, jeszcze w czasie cierpienia swego dziecka, udała się do czarownika i ten jej wskazał, ze chłopak, którego wychowywała u siebie zawarł pakt z szatanem. Po dwóch miesiącach rzeczywiście jej córka umarła. Zapytany chłopak wyjawił wprost, że był zmuszony polecić dziewczynę szatanowi jako ofiarę. Jak później orzekł: “to on zjadł wnętrzności dziewczyny”. Matka nie wytrzymala, wyrzuciła winowajcę z domu. Zdesperowana, załamana utratą ukochanej córki, nie utraciła wiary – to z niej czerpie moc i silę do dalszego życia.

Sokodé – marzec 2005
Wielki Wtorek, około południa przychodzi chłopiec mniej więcej trzynastoletni aby pozdrowić. W trakcie rozmowy okazało się, że chciał właściwie prosić o prace, gdyż w domu nie było już nic do jedzenia. Ojciec zmarł dawno, matka dwa lata temu podczas porodu. Jest w domu ze swoja siostrą o trzy lata starszą. Wcześniej, jedyna ciotka od czasu do czasu coś dostarczała na życie. Niestety ostatnio zachorowała i wszystkie oszczędności zostały wydane na operację. Dzieci żyją z dnia na dzień, pomagają sąsiadom, znajomym – wszystko po to, by znaleźć trochę jedzenia, nie mówiąc już o ubraniu czy nafcie do oświetlenia pokoju. Rodziców już nie ma, zatem dzieci same muszą się zatroszczyć o wszystko, nawet i opłacić szkołę. Najważniejsze, że nie straciły nadziei. Czekają, zapewne Pan Bóg powierzył ich komuś w opiekę, byleby ta osoba tylko nie zapomniała o tym.

Sokodé – maj 2005
Po małej burzy spokój, szczęście i ulga, że nie było większego deszczu ofiar. Właśnie niedawno odbyły się wybory. Po ogłoszeniu wyników, ludzie nie powstrzymali emocji i ruszyli… W większości nie były to zrywy polityczne, lecz zazdrość i rachunki do uregulowania z przeszłości.
Kilka dni nie było telefonu, sklepy pozamykane, ludzie bali się wyjść z domów. Niektórzy musieli uciekać do buszu i tam się ukrywali. W Lomé, stolicy było o wiele groźniej, zwłaszcza w niektórych dzielnicach.
Obecnie wszystko powróciło do normy, ale rozruchy zbierają plony. Popalone domy, poniszczone dobra publiczne – szkoda, a i szczęście, że nie wszystko. Zginęło kilka ludzi, nawet i w Sokodé. Resztę bandytów zatrzymano i wywieziono na “rekolekcje” do koszar wojskowych. Dziękujemy Panu Bogu, że do niczego nie doszło. Ale śledząc to wszystko, jednego dnia może się miarka przebrać a wtedy wojna domowa nie unikniona.

Kotoumboua – czerwiec 2005
Raz w miesiącu, ładujemy do samochodu agregat prądotwórczy, telewizor, aparat video i jadziemy do wioski. Wieczorem przed kaplicą czeka przygotowany stolik, na którym ustawiamy „wioskowe kino”. Schodzi się wiele ludzi, nie tylko chrześcijan, wszyscy chcą obejrzeć, co się dzieje w telewizji. Czasami trwa to do późnych godzin nocnych. Jest to jeden ze sposobów by ukazać inaczej historię Jesusa, przeżycia pierwszych uczniów, dzieje wielkich osobowości itp. Jest to także możliwość pokazania jak żyją ludzie gdzieś indziej.
Telewizor stał się prawdziwym oknem na świat, dla niektórych, jedynym może sposobem wyjścia poza swoja wioskę.

Sokodé – wrzesień 2005
8 września otrzymaliśmy dekrety i zgodnie ze stwierdzeniem ewangelicznym: „kto ma temu będzie dodane”,  powierzono mi parafię w Tchambie, w odległości 40 km od Sokodé. Do pomocy mam wikarego, afrykańczyka. W dalszym ciągu zostaję również w Sokodé w Centrum, pełniąc wszystkie dotychczasowe funkcje. Biskup przydzielił mnie do tej parafii na conajmniej trzy lata, a później się okaże. Jedno wiem, że kilka dni tygodniowo będę musiał być na parafii, a kilka tutaj w Centrum.
Cieszę się z paraffi, żal mi rownież tych innych spraw w ośrodku, z katechistami...itp. Nie można wszystkiego objąć razem ale przyszłość pokaże dalsze plany i rozwiązania.

Sokodé - wrzesień 2005
Ponad 100 lat temu, dokładnie w 1892 roku, pierwsi misjonarze przybyli do Togo. Początkowo osiedlili się na Wybrzeżu. Już w niedługim czasie starali się rozprzestrzenić naukę Chrystusa także w wewnątrz kraju, przesuwając się na północ. I tak z czasem powstała Prefektura Apostolska, później Wikariat Apostolski a w końcu 14 września 1955 roku Diecezja Sokodé. W tym roku obchodzimy 50-lecie istnienia naszej diecezji. Już od kilku miesięcy wszyscy przygotowywali się do tego jubileuszu. Główna uroczystość odbyła się w sobotę po 14 września w katedrze. Podsumowano dorobek całego życia w tak młodej diecezji, liczącej 12 parafi.
Nie brakuje też pytań o przyszłość Kościoła w Sokodé. Każdy się zastanawia:

  • kiedy to ludzie nie pójdą już więcej do czarownika…?
  • kiedy to znikną czary i wpływy złych duchów…?
  • kiedy to wszystkie dzieci będą mogły chodzić do szkoły…?
  • kiedy to w każdym miasteczku powstanie parafia i będzie kościół…?
  • kiedy to ludzie będą się mogli leczyć i będzie ich na to stać…?
  • kiedy to wszyscy będą mogli najeść się do syta…?
  • kiedy to ludzie nie będą musieli więcej chodzić do rzeki po wodę
  • kiedy wszędzie będą drogi i każda wioska będzie zelektryfikowana…?
    … i człowiek się pyta kiedy… i jak to się stanie… .
    Trzeba zawierzyć i pozwolić by Bóg działał, dlatego bardzo potrzebujemy modlitwy.

Tchamba - październik 2005
We wrześniu biskup naszej diecezji Sokodé, bp Ambroży, który 10 lat temu w Opolu wyświęcił mnie na kapłana, powierzył mi parafię pod wezwaniem św. Antoniego z Padwy w Tchambie. Miasto na granicy z Beninem - ponad 45 000 mieszkanców, z tego 95% to muzułmanie.
Parafia ta została założona w 1975 roku przez Francuza pochodzenia z Alzacji, ojca Banwartha, który przybył do Togo autostopem przez Saharę zaraz po wojnie. Chrześcijanami są tylko urzędnicy i rzemieślnicy, którzy przybyli do parafii za pracą. Nie ma nikogo z miejscowych, ktory przyjąłby wiarę w Jezusa Chrystusa.
Wspólnotę tworzą również przylegle wioski, niektóre zamieszkałe są w większości przez muzułmanów, inne przez muzułmanów, chrześcijan i pogan a w jeszcze innych nie ma w ogóle chrześcijan - „tereny dziewicze”. W miarę, jak  regularnie odwiedzamy wioski, ludzie interesują się naszą religią. Bardzo często wyczuwają, że chrześcijaństwo przyniesie im takze studnię, aptekę czy szkołę. Widzą w naszej wierze, i to na szczescie prawdziwy rozwój, który inne religie nie mogą zapewnić.

Tchamba - grudzień 2005
Wigilia Bożego Narodzenia. Głęboką nocą wracam do domu po dwóch pasterkach sprawowanych na wioskach w buszu. Wikary odprawiał mszę w kościele parafialnym. Na misji (na plebani) nie było nikogo. Nieprzyjaciele Kościoła nie zmarnowali takiej szansy. Sforsowali drzwi i weszli do domu w celach rabunkowych. Radość z Bożego Narodzenia szybko została przygaszona. Drzwi były zniszczone i wywarzone a w środku pełno komarów. Najpierw więc trzeba było powybijać insekty, zastawić drzwi krzesłem by udać się na spoczynek. I tak niewiele zostało już z nocy gdyż za kilka godzin w kościele Msza Bożego Narodzenia. Na zakończenie mszy oznajmiłem wiernym dwie wieści <złą i dobrą>. Zła – to,że nocą na misji była kradzież - wszyscy byli bardzo poruszeni. Dobra, że tej nocy Pan Jezus się narodził.
Tej nocy Pan Jezus się narodził by być z ludżmi. Wszystko mogą nam wykraść, ale Jezusa, który dzisiaj się narodził nikt nie może nam wydrzeć.

A życie płynie dalej…………


Dzięki ludziom o gorącym sercu, możemu tu być i pozostawić coś w tym młodym i ciągle rozwijającym się Kościele. Za wszystko, wszystkim jeszcze raz Bóg zapłać i zapewniam, że razem modlimy się za Was. Każdego miesiąca jest odprawiana Msza św. w intencji wszystkich dobroczynców misji.
Z pamięcią w modlitwie – ks Robert Dura FD
Tchamba/TOGO

   
Aktualizacja 2013-12-05, 11:52

© Wszystkie Prawa Zastrzeżone © Administrator Sebastian Riedel
Użytkowanie strony oznacza zgodę na wykorzystywanie plików cookies.