Licznik odwiedzin:




Sada – grudzień 1998
Po Mszy niedzielnej rodzina prosiła by przyjść się pomodlić do domu, gdyż w jednej z rodzin prawdziwe nieszczęscie. Zaprosiłem całą wspólnotę, która uczestniczyła na Mszy i poszliśmy by odwiedzić chorych. Matka nie mogła się poruszać, nogi napuchnięte, z wielkim trudem wyczołgała się przed drzwi swej chatki. Chłopak może z siedmioletni poparzony przez ogień, czarne blizny, niemalże zwęglone na brzuchu. Chciał się ogrzać przy ognisku i niepostrzeżenie ubranie się zapaliło, nie było nikogo by mu pomóc. Widząc to wszystko pomyślałem sobie to nie księdza ale lekarza potrzeba.
Odmówiliśmy wspólnie modlitwy, poświęciłem cały dom wraz ze wszystkimi zabudowaniami. A rozmawiając z ojcem rodziny, który ma jeszcze druga żonę, namawiałem by pojechał do szpitala, w odpowiedzi usłyszałem krótko, że nie ma pieniędzy. Następnego dnia rano odprawiłem, Mszę świętą prosząc o zdrowie dla obojga i w nadziei oczekiwałem na spełnienie się woli Bożej.
Kilka tygodni później, w tej samej kaplicy rozpoczynam Mszę świętą i rozglądając się po ludziach szukam chorej i jej synka, niestety nie widząc ich myslałem o najgorszym. Rozglądając się jeszcze raz widzę ją wraz ze swoim dzieckiem, tuż obok mnie przy ołtarzu, uśmiechniętą, śpiewając i tańcząc dziękowała i wielbiła Boga jak tylko mogła.

Dogno – marzec 1999
Młoda przyszła matka nie mogła przyjść na Mszę św. Leżała w swojej lepiance ciężko wzdychając. Po Mszy poszliśmy się wspólnie pomodlić w domu chorej. Stan kobiety był ciężki i bliski rozwiązania. Na karetkę pogotowia nie było co liczyć, gdyż drogi do wioski jeszcze nie było. Posadziliśmy ją na motorze, z tyłu usiadła jeszcze jej siostra by ją podtrzymywać podczas drogi. Nie zauważyłem, że wsiadając, miała na plecach jeszcze swoje półtora-roczne dziecko. Byliśmy już na motorze w czwórkę, zatem trzeba było jechać bardzo ostrożnie i powolutku gdyż pod wpływem wstrząsów kobieta mogła zacząć rodzić. Już po wyjechaniu z buszu na asfalt, kobiety skorzystały z okazji by samochodem pojechać do rodziny męża na czas rozwiązania. Okazało się, że tej samej jeszcze nocy urodziła bliźniaczki. Czasami i w szóstkę trzeba sobie radzić małym terenowo osobowym motocyklem.

Kotoumboua – kwiecień 1999
Tydzień przed wyjazdem na pierwszy, tak długo oczekiwany urlop, najstarszy przedstawiciel wspólnoty wręcza mi dużego czarnego koguta i mówi bym go sobie przygotował na podróż. Cieszą się, że odwiedzę swoich rodziców, przyjaciół ale powtarzają bym wracał jak najszybciej, gdyż bez kapłana czują się jak dzieci bez matki. Radosne to jest dla człowieka, że ktoś na niego czeka.

Kotoumboua – grudzień 1999
Budowa kaplicy. Praktycznie całymi dniami w terenie pod upalnym słońcem. Okazja by podczas pracy i ciągłej obecności na wiosce poznać ludzi żyjacych w buszu, z dala od elektryczności, telewizji i innych zdobyczy cywilizacji. Jak codziennie obiad i ta sama sytuacja. Meżczyźni na werandzie domu a kobiety przy kuchni w innym miejscu podwórza. Okazało się, że na wioskach w buszu ludzie nie jedzą razem przy wspólnym stole, tak jak w Europie. Przyczyn jest wiele i to ogromny wpływ tradycji przodków, że mężczyzna nie jada razem ze swoją żoną. Na szczęście młode pokolenie szuka już innych form życia, których podpowiada nauka Chrystusowa. Coraz częściej można już spotkać rodziny gdzie ojciec, matka i dzieci spożywają posiłek razem ale nie zawsze jeszcze przy wspólnym stole.

Sokodé – styczeń 2000
Czas był i jest trochę gorący, zatem trudno też było znaleźć czas na pisanie. Oprócz tych wszystkich prac przytrafił mi się też mały wypadek. Tarcza z szlifierki podczas cięcia betonu się rozsypała i kawałek podleciał mi pod serce, szczęście, że nie troche wyżej ... !? Teraz oprócz blizn wszystko jest OK. Nowe stulecie zaczyna się nie zaciekawie, ale kto we łzach sieje ten będzie żniwował pełen radości. Kolejny raz człowiek dziękuje Bogu za życie.

Kotoumboua – styczeń 2000
Żyją już z sobą od kilku lat, ciągle jednak bez ślubu kościelnego. Od kilku lat oczekują upragnionego dziecka. Rodzina mężczyzny namawia, nawet pod presją by znalazł sobie drugą żonę by rodzina miała oczekiwanego potomka i to jeszcze na dodatek chłopca. Wiele razy posyłali różnych czarowników, odwoływali się do wielu fetyszy ale mężczyzna nie ugł, zacięcie trwa przy swojej żonie i przy swojej wierze, w której nawet jeszcze nie jest ochczony. Na takim fundamencie na pewno powstanie prawdziwa kochajaca się rodzina.

Taworeda – luty 2000
Na wiosce w buszu podczas formacji katechistów, przychodzi starsza już kobieta i z drżącym, prawie rozpaczliwym głosem mówi, że umrze. Powiedział jej to czarownik. Ze spokojem patrząc na nią odpowiedzialem: „to umrzesz”. Pozostawiłem jej jednak nadzieję, że będąc tutaj z katechistami jeszcze przez kilka dni codziennie bedziemy sprawowali Najświętsza Eucharystię. Kobieta była codziennie, siadała w pierwszej ławce, potem po Mszy jeszcze dlugo się modliła.
Dzisiaj kobieta żyje i zapewne już nigdy nie uwierzy czarownikowi i już nigdy nie złoży żadnej ofiary swoim przodkom. Żywa i prawdziwa wiara wyzwala od śmierci i oferuje życie i to nie tylko wieczne.

Sokodé – maj 2000
Od kilku tygodni pojawiły się już pierwsze deszcze, które zwiastują porę deszczową. Ludzie rozpoczęli już pierwsze prace w polu gdyż sezon wegetacyjny prawie w pełni, wszystko zielone, trawa rośnie nieustannie. z jednej strony się zkosi a z drugiej trzeba już zaczynać. Powietrze jest już wilgotne, pranie nieraz trzeba i suszyć dwa dni. Nie ma wiosny, lata, jesieni czy zimy, jest tylko pora sucha i pora mokra a słońce i upał cały czas.

Sada – maj 2000
Miniony czas był gorący dosłownie i w przenośni. Wspólnie z ks. Janem Piontkiem, gdyż pracujemy razem udało nam się wybudować w tym roku dwie kaplice, jedną w Sada a drugą w Kotoumboua. Wioski te są oddalone od Sokodé prawie 40 km. W jedną stronę trzeba ok. godziny samochodem albo i dłużej, gdyż droga nie jest najlepsza, motorem zaś dystans ten pokonuje się o wiele szybciej. Problem pojawiał się gdy zabrakło np. kilku gwoździ albo deski czy czegość innego. Ludzie codziennie przychodzili by razem budować swój dom Boży. Piasek i żwir wyciągany był z rzeki w miskach, nawet przez dzieci i transportowany na głowach. Obie kaplice (13 x 7.80) są już ukończone, pokryte blachą i dopiero zostaną pomalowane przed Bożym Narodzeniem, gdyż jest to już pora sucha. Obok zrobiono też tzw. "apatamy" - szałasy pokryte słomą, które służą jako salki katechetyczne. Z praca trzeba było trochę gonić, gdyż ludzie rozpoczęli już przygotowywać swoje pola pod zasiewy.

Kparkparkpadé – czerwiec 2000
Oprócz kaplic znalazły się również pieniądze na kopanie trzech studni. Dwie są już ukończone, natomiast z ostatnią pojawił się problem, gdyż natrafiliśmy na skałę. By móc ukończyć prace potrzeba sprowadzić młot pneumatyczny, a to kosztuje bardzo drogo. Dojazd rownież jest utrudniony, zwłaszcza po pierwszych deszczach. Ale zrobimy wszystko by i ta trzecia studnia miała wody I to w obfitości.

Sokodé – czerwiec 2000
Oprócz prac konstrukcyjnych na naszych wioskach, rozpoczęliśmy już w adwencie prace w diecezji  związane z obchodami roku jubileuszowego. Wielkim wydarzeniem w naszej diecezji były pielgrzymki dorosłych i młodzieży do Sanktuarium diecezjalnego pod wezwaniem Matki Zbawiciela w Aledjo. Związane to było z przygotowaniem przewodnika pielgrzyma ”Aledjo 2000” oraz specjalnej broszury na temat roku świętego i odpustu jubileuszowego. Mimo bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej kraju (pracownicy nie płaceni od kilku miesięcy jak i ciagła podwyżka cen) ludzie znależli środki by odbyć swą pielgrzymkę jubileuszową. Pielgrzymi dali świadectwo swojej żywej wiary i powrócili do swoich domów z nowo poświęconymi krzyżami oraz Biblią.

Sokodé – kwiecień 2001
Pierwsze deszcze, powietrze coraz wilgotniejsze a i komarów coraz więcej. Mniejsze wprawdzie aniżeli w Europie ale skutki ukąszenia o wiele grożniejsze. zwłaszcza jeżeli na wiosce, w glinianej chatce się spało pośród brzęku tych małych żyjątek. Coraz częściej malaria daje się we znaki. Prawie co miesiąc kilka dni trzeba pozostać w lóżku. Na dworze ponad 30°C a człowiek w pokoju trzęsie się z zimna. Po zażyciu chininy odczuwa się szum w uszach ale po kilku dniach znów można funkcjonować. Takie to już są uroki Afryki, ale wszystko w ręku Boga.

A życie płynie dalej…………


Najkrotsza droga do Boga prowadzi zawsze poprzez drugiego człowieka. Za wszelką okazaną życzliwośćc i pomoc dziękuję bardzo i zapewniam, że co miesiąc odprawiana jest Msza św. w intencji wszystkich pomagających drugiemu.
Z pamiecią w modlitwie – ks Robert Dura FD
 Sokodé/TOGO

   
Aktualizacja 2013-12-05, 11:52

© Wszystkie Prawa Zastrzeżone © Administrator Sebastian Riedel
Użytkowanie strony oznacza zgodę na wykorzystywanie plików cookies.